Nie myślałam, że na blogu będę poruszała kiedykolwiek kontrowersyjne tematy. Ten jednak mnie dotyczy. Dotyczy każdej młodej kobiety. Mowa o akcji: Czarny Protest. Jak wiecie, jestem mamą. Praktycznie świeżo upieczoną mamą. Każdy z Was pewnie słyszał, choć odrobinę, o zamieszaniu na temat wprowadzanych poprawek do ustawy antyaborcyjnej przez nasz rząd. I na wstępie powiem – tak, popieram Czarny Protest.
Obecnie legalnej aborcji w Polsce można dokonać w trzech przypadkach: gdy poczęte dziecko jest wynikiem gwałtu, gdy urodzenie dziecka wiąże się z ogromnym ryzykiem zdrowotnym matki oraz gdy z badań wynika, iż dziecko urodzi się nieuleczalnie chore. To w takim skrócie, po szczegóły (dokładnie w jakich przypadkach, do którego tygodnia) zapraszam do internetu, bo ja akurat nie na tym chcę się dzisiaj skupić.
Moim zdaniem te trzy przypadki możliwości aborcji to rozsądne rozwiązanie, które NIE powinno być zmieniane. To jest idealny KOMPROMIS, który swego czasu został z trudem wypracowany.
Powiem szczerze – na ten moment nie wiem czy sama dokonałabym aborcji, jeśli ciąża zagrażałaby mojemu życiu lub dziecko mogłoby być ciężko chore. Wiem jednak, że chciałabym mieć wybór w chwili gdyby spotkałaby mnie taka sytuacja. Uważam też, że aborcja ciąży powstałej w wyniku gwałtu, jest w porządku – nie chciałabym nosić pod swoim sercem dziecka, którego ojciec zrobił mi taką psychiczną krzywdę. Nie kochałabym tego dziecka, nie umiałabym się nim zająć i pewnie popełniłabym samobójstwo niż donosiła ciążę do końca.
Jeśli ustawa zostanie zatwierdzona przez nasz rząd, to… będzie to jedna wielka masakra. Uważam, że zmuszanie kobiety do donoszenia ciąży z gwałtu jest BESTIALSTWEM. Nie patrzy wtedy w ogóle na stan psychiczny kobiety. Nie zwraca się uwagi na jej uczucia. Traktuje się ją jak robota, który ma udostępnić macicę, urodzić i… dalej nikogo nie interesuje co stanie się z dzieckiem po porodzie. No i z matką! Najważniejsze, że jest nowy obywatel, który (prawdopodobnie) nie będzie kochany przez swoją matkę, zostanie oddany do adopcji.
Jeśli chodzi o przypadki dokonywania aborcji, gdy ciąża zagraża życiu matki i dziecku lub wiadomo, że urodzone dziecko będzie ciężko chore, to uważam, że musimy (jako kobiety) mieć możliwość w tym przypadku decydowania o sobie. Nie może być tak, że jakiś stary pacan bez wiedzy medycznej będzie decydował o tym, czy mogę żyć czy nie. Od tego są lekarze!
Przeraża mnie też opcja przesłuchiwania kobiet (i możliwości odsiadywania wyroku!), które poroniły. No ludzie! Przecież do poronienia może dojść w całkiem naturalny sposób, bez żadnej ingerencji ze strony lekarzy! To jest po prostu CHORE. A dodatkowo rezygnacja z badań prenatalnych? I in vitro? CO TO MA BYĆ?! Po to medycyna i technika idą do przodu, żeby teraz się cofać? Naprawdę?
Jeżeli ktoś teraz w tym momencie zajedzie Kościołem to mam jedną odpowiedź – po pierwsze nie wszyscy Polacy to katolicy, a po drugie – nawet Franciszek nakazał, aby kobiety, które dokonały aborcji mogły (jeśli chcą!) się wyspowiadać, gdy żałują tego grzechu. No to czemu my mamy być mądrzejsi od głowy Kościoła? No może nie do końca nakazał, ale przynajmniej rozgrzesza te, które naprawdę żałują.
Przyznam szczerze – nie wiem co bym zrobiła, gdyby następna ciąża zagrażała mojemu życiu. Zależy dokładnie od sytuacji. Na ten moment chciałabym na pewno żyć dla małego M., bo jest po prostu cudowny i chyba wolałabym mieć już tylko jedno dziecko, niż gdyby dwójka dzieci (jeśli by przeżyło, bo to też nie zawsze idzie w parze) nie miało mieć mamy.
Jeżeli macie takie same przekonania jak moje (lub zbliżone), to pamiętajcie, że Czarny Protest odbywa się 3 października 2016 roku. Szczegóły możecie znaleźć m.in. tutaj.