W kwietniu 2018 roku zrobiłam wśród Was, moich czytelniczek, ankietę na fanpejdżu na temat, czy chciałybyście abym pisała tutaj tylko i wyłącznie o rzeczach związanych z Leniwym Prowadzeniem Domu, czy też może macie ochotę poczytać artykuły na inne tematy. Przyznam szczerze liczba odpowiedzi mnie zaskoczyła – nie spodziewałam się, aż takiego zaangażowania z Waszej strony i bardzo, bardzo Wam za to dziękuję. Właśnie to Wasze głosy oraz przesyłane wiadomości prywatne sprawiły, że narodził się na blogu nowy cykl – Okiem Leniwej.
A co Ty masz na myśli?!
Pewnie zdziwicie się tytułem wpisu, więc już mówię o co chodzi. Z roku na rok media społecznościowe rozwijają się niesamowicie. Jeszcze z osiem lat temu nikt nie myślał o tym, by na Facebooku były tworzone grupy zrzeszające różne osoby o podobnych zainteresowaniach, a teraz praktycznie nie ma użytkownika, który nie jest zapisany choć do jednej grupy. No przyznajcie się same tutaj – w ilu grupach Wy jesteście zapisane? Ja nawet już nie liczę do ilu grup jestem zapisana, choć na bieżąco staram się tę liczbę minimalizować. Z jednego typu grup wypisałam się jednak całkowicie. Z tych mamusiowych.
Ogólnie rzecz ujmując grupy na Facebooku są wspaniałe – naprawdę na wielu z nich można znaleźć mega pożyteczną i przydatną wiedzę w prawie każdej dziedzinie życia. Z drugiej strony sprawia to, że owe grupy (jeśli nie są dobrze prowadzone) mogą być… niebezpieczne. I niestety, ale uważam, że prym w tego typu grupach wiodą te parentingowe/ciążowe, czyli tzw. mamusiowe grupy.
Mamusiowe grupy czasami są niebezpieczne…
Myślę, że wiele z Was kojarzy fanpejdże, w których wyśmiewane są “mamusie na forach”. Przyznam się Wam szczerze – na początku myślałam, że ktoś po prostu sobie te teksty wymyśla, ale jak weszłam do kilku takich grup, to… zaniemówiłam. Naprawdę. I już nawet nie chodzi o te hejtowanie na siebie, bo któraś karmi mlekiem modyfikowanym, a druga piersią, a trzecia mieszanie. W tych grupach czai się inne niebezpieczeństwo, które może nawet kosztować zdrowie i życie dzieci. Dlaczego? Bo niektóre matki traktują Facebooka i grupy na nim umieszczone nie jako media społecznościowe, a… jako przychodnię lekarską. Tak! Kobiety zamiast iść same (lub z dzieckiem) do lekarza, to wolą robić zdjęcia, wolą opisać objawy na Facebooku i czekać na opinię “lekarzy”, czyli koleżanek (a tak naprawdę nieznajomych osób) z grupy, a do lekarza z prawdziwego zdarzenia się nie wybiorą, bo… nie.
Dlaczego takie zachowanie jest nieodpowiedzialne?
Nie ukrywajmy – wiele z nas wierzy, ufa w to co jest napisane w Internecie. Poziom zaufania wzrasta w momencie, kiedy kontakt między ludźmi jest bliższy, co właśnie bardzo łatwo uzyskać w grupach Facebookowych, a przodują w tym (moim zdaniem) mamusiowe grupy właśnie. Jednak traktowanie grup jako przychodni lekarskiej, a “znajomych” z grupy jako lekarzy jest SKRAJNIE NIEODPOWIEDZIALNE. Nigdy nie wiemy kto może odpisać nam na taki post. Ktoś może sobie zrobi zwyczajne żarty z naszego problemu albo zaproponuje rozwiązanie, które w naszym przypadku spowoduje o wiele większe powikłania… Za przykład niech stanowi historia o matce, która szukała właśnie pomocy na Facebooku.
W tym miejscu chciałabym pokazać dwa slajdy z InstaStories Nicole Sochacki-Woźnickiej (www.mamaginekolog.pl), które wyjaśniają wszystko w tym temacie:
Ale gdzie ten lekarz!
Teraz pewnie powiecie – a gdzie w takim razie szukać pomocy, jeśli nie ma u mnie dobrych lekarzy?! Na to pytanie mogę udzielić jednej odpowiedzi: trzeba szukać takiego, któremu zaufamy. Zanim znalazłam dobrego pediatrę do małego M., to minęło trochę czasu (niestety). Pewnie, gdybyśmy od razu trafili do naszej Pani Doktor, to uniknęlibyśmy wielu nieprzyjemnych sytuacji, ale cóż – czasu nie da się cofnąć. Wierzę, że w każdym zakątku naszego kraju znajduje się choć jeden lekarz z powołania, który będzie nam odpowiadał i powierzymy mu leczenie naszych dzieci. Jeśli nie mamy takiego lekarza z polecenia, to właśnie tutaj możemy wykorzystać mamusiowe grupy! Jednak nie do udzielania porad medycznych, a zbierania opinii o interesującym nas lekarzu.
Bo pamiętajcie o jednym – od leczenia są LEKARZE! A wizyty lekarskie powinny odbywać się oko w oko, a nie online!